Fuj fuj, bang bang, czyli trzy odsłony komiksowego mordobicia
Trzy komiksy, tak rożne, że już bardziej nie można. A jednak połączone jednym wątkiem mordobicia. Awantury, burdy, bijaki, morderstwa - pokazane z trzech rożnych perspektyw. Jest śmiesznie, strasznie, a nawet refleksyjnie, a tytuły mówią same za siebie. Krótko mówiąc na tapecie finał „Zabij albo zgiń”, kontynuacja „Nienawidzę Baśniowa” oraz pierwszy tom „Deadly Class”.
Na początek – najważniejsze, czyli czwarty tom „Zabij albo zgiń”. Ech, łezka się w oku kręci, bo jedna z najlepszych komiksowych serii dobiegła końca. Już wiem, czy pan Brubaker wyszedł ze scenariuszowych opresji obronną ręką, czy jednak zrobił wszystkich w fuja. I jak? Ciekawi jak to się kończy? Całą historię musicie poznać sami, ale gwarantuję, że emocje sięgają zenitu i do samego końca nie wiadomo czego się spodziewać po wielkim finale. A ten wciska w fotel i pozwala poczuć prawdziwą, czytelniczą satysfakcję (po zamknięciu okładki aż chciałoby się zapalić papierosa). Co prawda ostatnie strony nie były dla mnie żadnym zaskoczeniem, ale chyba byłabym rozczarowana, gdyby ich nie było. Całość jest po prostu świetnie przemyślana, opowiedziana i narysowana.
A zaczyna się tak jak przypuszczałam. Dylan siedzi w wariatkowie i nawet udaje mu się otworzyć przed lekarzem. Jednak kiedy chłopak zaczyna zwierzać się ze swojej historii i przyznaje, że jest mścicielem, lekarz wybucha śmiechem i pokazuje mu ostatnie doniesienia prasowe na temat zamaskowanego mordercy. Wygląda na to, że Dylan ma naśladowcę. A może zwariował już do końca i cała ta historia z demonem jest jedynie wytworem jego wyobraźni?
A zaczyna się tak jak przypuszczałam. Dylan siedzi w wariatkowie i nawet udaje mu się otworzyć przed lekarzem. Jednak kiedy chłopak zaczyna zwierzać się ze swojej historii i przyznaje, że jest mścicielem, lekarz wybucha śmiechem i pokazuje mu ostatnie doniesienia prasowe na temat zamaskowanego mordercy. Wygląda na to, że Dylan ma naśladowcę. A może zwariował już do końca i cała ta historia z demonem jest jedynie wytworem jego wyobraźni?
„Zabij albo zgiń” to jedna z najlepszych serii w ofercie Non Stop Comics. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich komikaomaniaków, a nawet wielbicieli powieści i filmów akcji oraz miłośników wątków paranormalnych. Naturalistyczne ilustracje Seana Phillipsa są wisienką na torcie zajebistości. We wszystkich czterech tomach nie ma ani jednego słabszego kadru, źle postawionej kreski czy nieodpowiednio dobranych kolorów. Całość jest tak dopracowana i wymuskana, że aż miło. Jestem przekonana, że dzieło duetu Brubaker/Phillips przekona nawet komiksowych maruderów, którzy kręcą nosem na powieści graficzne. Ta seria jest tak dobra, że nikogo nie pozostawi obojętnym. Chlip, chlip, wielka szkoda, że to już koniec. Pora przeczytać całość jeszcze raz :)
♥ ♥
♥
Ed Brubaker, il. Sean Phillips, Elizabeth Breitweise, Zabij albo zgiń 4 (tyt. oryg. Kill or Be Killed), tłum. Paulina Braiter-Ziemkiewicz, wyd. Non Stop Comics, Katowice 2018.➤ Kupisz tutaj!
Po emocjach zaserwowanych przez Brubakera pora odpocząć przy słodkościach serwowanych przez Skottiego Younga. Baśniowo chyli się ku upadkowi od kiedy Gertrude zasiada na tronie królestwa. Nowa królowa miała byś mroczną, silną, piękną i bezwzględną władczynią, przed którą wszyscy padają na kolana. Cóż, życie najczęściej ma niewiele wspólnego z naszymi oczekiwaniami, o czym bohaterka znów boleśnie się przekonuje. Żeby ratować resztki pozostałe z Baśniowa urzędnicy znajdują myk, który zwalnia zielonowłosą złośnicę z pełnienia funkcji królowej. Gertrude nie płacze, ale z toporem w reku rusza kontynuować swoją poprzednią misję, czyli znów szuka drogi do domu. I fuj z każdym, kto ośmieli się jej przeszkodzić.
„Nienawidzę Baśniowa tom 2: Fujowy żywot” to godna kontynuacja zwariowenej serii wymyślonej przez Skottiego Younga. Znów jest słodko, krwawo i zabawnie. Dynamiczne dialogi, szalone zwroty akcji i krew sikająca na wszystkie strony bawią, relaksują i skutecznie poprawiają humor. Jakkolwiek makabrycznie to brzmi. Obawiałam się trochę, że przy „dwójce” ta sama konwencja i flaki walające się między różowymi elementami pejzażu będą męczyć, albo na dłuższą metę nudzić. Nic z tych rzeczy, bo scenarzysta dba, żeby wokół głównego motywu wymyślać dodatkowe atrakcje, które napędzają akcję i podkręcają humor sytuacyjny. Sama Gert jest wystarczającą ozdobą fabuły. Choć dziewczyna ma diabelski charakterek i nie uznaje żadnych świętości, a czytelnik bezwstydnie rechocze ze śmiechu obserwując jej kolejne perypetie, to gdyby się nad tym zastanowić, zielonowłosa jest właściwie postacią tragiczną, która ma jeden cel w życiu – wrócić do domu, w którym czuła się bezpiecznie. Smutne to. I komiczne w jakiś złośliwy sposób.
„Nienawidzę Baśniowa” to seria dla dorosłych czytelników, którzy przepadają za czarnym humorem. Tym delikatnym zdecydowanie odradzam – będziecie zniesmaczeni. Jeśli jednak lubicie opowieści z przymrożeniem oka, w których krew i bluzgi leją się strumieniami, to puszysta wariacja Skottiego Younga sprawi wam mnóstwo frajdy. I cóż z tego, że Non Stop Comics ma w swojej ofercie dużo lepsze komiksy, skoro ten jest tak głupiutki i uroczo makabryczny ♥ Niezmiennie uwielbiam i polecam.
„Nienawidzę Baśniowa” to seria dla dorosłych czytelników, którzy przepadają za czarnym humorem. Tym delikatnym zdecydowanie odradzam – będziecie zniesmaczeni. Jeśli jednak lubicie opowieści z przymrożeniem oka, w których krew i bluzgi leją się strumieniami, to puszysta wariacja Skottiego Younga sprawi wam mnóstwo frajdy. I cóż z tego, że Non Stop Comics ma w swojej ofercie dużo lepsze komiksy, skoro ten jest tak głupiutki i uroczo makabryczny ♥ Niezmiennie uwielbiam i polecam.
♥ ♥
♥
Skottie Young, Nienawidzę Baśniowa tom 2: Fujowy żywot (tyt. oryg. I Hate Fairyland, Vol. 2: Fluff My Life), tłum. Marceli Szpak, wyd. Non Stop Comics, Katowice 2019.
I na koniec seria, którą porzucam już po pierwszym tomie. Myślałam, że to ja, ale nie, to jednak Remender. Po średnio udanej przygodzie z „Głębią” łudziłam się, że przy „Deadly Class” różowe kapcie spadną mi z wrażenia. W końcu promocja serialu zrobiła swoje, a myśl o komiksowej wersji tej ślicznej Azjatki grającej wcześniej w „Do wszystkich chłopców, których kochałam” sprawiły, że do sztandarowego dzieła Remendera podchodziłam ze szczerym entuzjazmem. To, że się zawiodłam to nic, ale przy okazji wynudziłam się jak rzadko kiedy.
Mamy rok 1987. Marcus Loper jest bezdomnym nastolatkiem, za którym wlecze się trudna i bolesna przeszłość. Chłopak musi żebrać na ulicy, kłamać, oszukiwać i kombinować, żeby przetrwać. Pewnego dnia Marcus wpada w poważne tarapaty i splotem różnych okoliczności trafia do szkoły z internatem, szkolącej przyszłych zabójców. Coś jak Hogwart, ale bez podziału na domy, bo tutaj wszyscy są ze Slytherinu. Podopiecznymi demonicznej wersji pana Miyagi są dzieci zbirów, gangsterów i kryminalistów. Co prawda nastolatek jest wyrzutkiem nawet wśród największych odszczepieńców, ale chłopak ma nadzieję, że dzięki nietypowej edukacji uda mu się zrealizować swój plan i zemścić się na prezydencie Reganie (jak mierzyć to wysoko).
Mamy rok 1987. Marcus Loper jest bezdomnym nastolatkiem, za którym wlecze się trudna i bolesna przeszłość. Chłopak musi żebrać na ulicy, kłamać, oszukiwać i kombinować, żeby przetrwać. Pewnego dnia Marcus wpada w poważne tarapaty i splotem różnych okoliczności trafia do szkoły z internatem, szkolącej przyszłych zabójców. Coś jak Hogwart, ale bez podziału na domy, bo tutaj wszyscy są ze Slytherinu. Podopiecznymi demonicznej wersji pana Miyagi są dzieci zbirów, gangsterów i kryminalistów. Co prawda nastolatek jest wyrzutkiem nawet wśród największych odszczepieńców, ale chłopak ma nadzieję, że dzięki nietypowej edukacji uda mu się zrealizować swój plan i zemścić się na prezydencie Reganie (jak mierzyć to wysoko).
Chyba jestem jedną z niewielu osób, którym „Deadly Class” nie rozsadziło tyłka z wrażenia. I znów, jak we wspomnianej już „Głębi”, poszczególne elementy komiksu całkowicie wpasowują się w mój gust. Klimat jest, pomysłowy scenariusz, mnóstwo akcji i nietuzinkowi bohaterowie również, determinacja i paląca potrzeba zemsty – odhaczone, charakterne rysunki z efektem wow – jak najbardziej. I cóż z tego, skoro z tych obiecujących składników Remender nie tworzy całości, która potrafiłaby mnie wciągnąć. Drażni mnie jego sposób opowiadania historii, wszechobecny chaos i jakiś taki brak uczuć nawet w scenach, które powinny być pełne emocji. Gdyby ten sam scenariusz wziął na warsztat Jeff Lemire (ach, Jeff ♥), to podejrzewał, że płakałabym z zachwytu. A tak przy lekturze „Deadly Class” nawet brew mi nie drgnęła.
Za to szata graficzna robi kolosalne wrażenie. Trzeba przyznać, że Rick ma szczęście do dobrych rysowników. Brudna, niedbała i rozedrgana kreska Wesa Craiga świetnie pasuje do opowieści o zbuntowanych, gniewnych dzieciakach. I tylko dymki z dialogami przeszkadzają w cieszeniu się graficznymi popisami artysty. Szczególnie genialnie prezentuje się okładka (oczywiście w wersji oryginalnej, a nie filmowej) i choć „Deadly Class” nie ujęło mnie niczym szczególnym, ot niezobowiązujący kawał przeciętnej rozrywki, to plakat z główną grafiką z przyjemnością zobaczyłabym na swojej ścianie.
Za to szata graficzna robi kolosalne wrażenie. Trzeba przyznać, że Rick ma szczęście do dobrych rysowników. Brudna, niedbała i rozedrgana kreska Wesa Craiga świetnie pasuje do opowieści o zbuntowanych, gniewnych dzieciakach. I tylko dymki z dialogami przeszkadzają w cieszeniu się graficznymi popisami artysty. Szczególnie genialnie prezentuje się okładka (oczywiście w wersji oryginalnej, a nie filmowej) i choć „Deadly Class” nie ujęło mnie niczym szczególnym, ot niezobowiązujący kawał przeciętnej rozrywki, to plakat z główną grafiką z przyjemnością zobaczyłabym na swojej ścianie.
♥ ♥
♥
Rick Remender, il. Wes Craig, Deadly Class, tom 1, tłum. Marceli Szpak, wyd. Non Stop Comics, Katowice 2019.
Komentarze
Prześlij komentarz