Obsypane nagrodami „Jezioro” Bianci Bellovej trafiło do mnie na początku pięknej, złotej jesieni. W czasie kiedy świat wydawał się odrobinę lepszym miejscem niż zwykle, oszałamiał feerią barw, mamił ciepłem i pachniał melancholią. Lektura powieści wytrąciła mnie z równowagi i była niczym kubeł zimnej wody. Nami wciąż za mną chodzi, ale dopiero teraz, kiedy dni są krótkie i ponure mam odwagę stanąć z chłopcem twarzą w twarz i skonfrontować jego historię z moimi emocjami.