Trudno w kilku zdaniach napisać o czym jest „Lucynka, Macoszka i ja” Martina Reinera, żeby nie zdradzić zbyt wiele. Bo najprzyjemniejsze w lekturze powieści jest odkrywanie zawiłości fabuły, kroczenie ścieżkami bohaterów i oglądanie świata oczami Tomasza. W historii wymyślonej przez czeskiego pisarza nie ma nic spektakularnego, ani nawet oryginalnego. Zwykłe życie, szara codzienność. Ale wrażliwość Tomasza tworzy melancholijną atmosferę i sprawia, że świat zaczyna wyglądać pięknie.