Wszystko jak leci. Polski pop 1990-2000 – Tomasz Lada (recenzja)

„Wszystko jak leci. Polski pop 1990-2000” Tomasza Lady, to książka, która przede wszystkim rozmija się z oczekiwaniami. Moimi oczekiwaniami, oczywiście, bo tylko o takich mogę mówić. Temat, czyli polski rynek muzyki pop w latach 90-tych, jest chwytliwy, jednak publikacja rozczarowuje niewykorzystanym potencjałem.


Tomasz Lada zebrał wypowiedzi ludzi z branży muzycznej, w większości tych zza kulis, czyli oddał głos osobom znającym szołbiz od kuchni – dziennikarzom muzycznym, założycielom firm fonograficznych, producentom muzycznym, twórcom i pracownikom stacji radiowych, a w wyjątkowa rzadkich przypadkach samym muzykom. W teorii jest z kim gadać, w praktyce okazuje się jednak, że to grono jest stosunkowo niewielkie i hermetyczne, więc zamiast jarania się muzyką dostajemy opowieści, z których przebiją prywatne sympatie i antypatie, różne animozje i świństewka, które ktoś wyrządził.

Forma książki też nie ułatwia odbioru, bo nie jest to jednolity tekst, w którym to Tomasz Lada byłby narratorem i przepytującym, a opowieść płynęłaby wartko. Mamy za to wypowiedzi poszczególnych ludzi, przeplatające się w zależności od tematu. Z kontekstu wypowiedzi możemy domyślać się o co pytał autor, a krótkie teksty zostały ułożone logicznie i tematycznie, ale w takim kształcie całości brakuje lekkości, a przede wszystkim kontekstu. Do tego narracja jest rwana i chaotyczna, tematy zmieniają się za szybko, trzeba skakać między artystami, wydarzeniami, kolejnymi wojenkami. W trakcie lektury bardzo brakowało mi jakichś odautorskich komentarzy, szerszego tła, płynniejszych przejść między poruszanymi problemami, zebrania całości w spójną opowieść.

Nie podoba mi się sposób zaprezentowania treści, bo odbiera przyjemność płynącą z lektury, ale nie zmienia to faktu, że w środku znajdziemy mnóstwo fascynujących smaczków i szalenie ciekawych informacji (choć dla zwykłego odbiorcy popkultury są to jedynie okruszki). W takim razie co mi się podobało? Opowieści o tym jak rozbłysła kariera Hey i Kasi Nosowskiej, o dwóch Edytach – Bartosiewicz i Górniak. Tą drugą ktoś w książce nazwał ładnie: bardzo skomplikowaną osobą. O musicalu Metro, Robercie Gawlińskim i o tym jak to się stało, że Anita Lipnicka dołączyła do Varius Manx. O wypuszczeniu na rynek produktu jakim był pierwszy polski boysband, czyli Just 5. No i oczywiście o Myslovitz, bo jakby nie było, to zespół mojego życia (ten z Rojkiem, bo bez niego to już nie jest Myslovitz i zdania na ten temat nie zmienię.)

W pewnym momencie Wojciech Lada mówi: „Żyliśmy w totalnej bańce” i to jest dobre podsumowanie tej książki – opowieści z bańki. Szkoda, że Tomasz Lada nie zdecydował się wyściubić nosa na zewnątrz i rozszerzyć kontekst o tło społeczno-historyczne, które dla mnie i starszych odbiorców jest oczywiste, ale dla młodszych czytelników już niekoniecznie. Razi też fakt, że w książce wypowiadają się cały czas ci sami ludzie (dowiadujemy się również kto nie zgodził się na rozmowę), przez co ich opowieść jest bardzo warszawocentryczna i w pewien sposób monotematyczna, a czytelnicy kiszą się wciąż w tym samym sosie.

Niektóre wątki wracają jak bumerang, przez to stosunkowo dużo miejsca poświęca się kapeli Big Day (musiałam sprawdzać co to za jedni, okazało się, że znam jedną piosenkę), bo wokaliści chcieli rozmawiać, za to tylko pół słowa pada na temat Budki Suflera, która w latach 90-tych osiągnęła ogromny komercyjny sukces z albumem „Nic nie boli, tak jak życie”(ponad milion sprzedanych egzemplarzy), a kawałek „Takie tango” zna każdy. Tak samo nie wiedzieć czemu przemilczano „Sax & Sex” Roberta Chojnackiego, a przecież piosenka „Niecierpliwi” była hitem każdej dyskoteki, za to sporo dowiemy się o nieudanej karierze Justyny Steczkowskiej. Podobnie zapomniany od dawna magazyn „Brum” nazywa się kultowym i wokoło magluje jego temat, przy okazji dowiedziałam się o dramie z Kubą Wojewódzkim (z niego też jest „bardzo skomplikowana osoba”), a zupełnie ignoruje „Tylko Rock” i późniejszy „Teraz Rock” (akurat to można było kupić u nas na prowincji), tak jak „Bravo” czy „Popcorn”, które oczywiście nie były opiniotwórczymi magazynami, ale dawały dzieciakom jakieś okno na muzyczny świat. Cisza na temat listy przebojów „30 ton” również jest zaskakująca. No ale wiecie, bańka, Warszawa, wciąż ci sami ludzie.

Trochę smutno, że publikacją „Wszystko jak leci. Polski pop 1990-2000” nikt nie chce zagrać mi na sentymentach i przyjemnie połechtać nostalgię. Potencjał był, ale wykonanie rozminęło się z moimi czytelniczymi oczekiwaniami. Lektura książki Tomasza Lady przypomina taplanie się w brudnym bagienku, z którego można wyłowić kilka perełek i ładnych kamyczków, ale ogólne wrażenie wciąż pozostaje nieprzyjemne.

♥♥♥ 
Tomasz Lada, Wszystko jak leci. Polski pop 1990-2000, wyd. Czarna, Wołowiec 2025.

 

Komentarze

„Znam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze”. - Andrzej Stasiuk-