„Matki Świętych”, czyli o domu rodzinnym prowadzącym do świętości

Dziś, w 140. rocznicę urodzin Emilii Wojtyłowej, chciałabym opowiedzieć Wam o rewelacyjnej książce, której Emilia jest jedną z bohaterek. „Matki Świętych” Mileny Kindziuk, bo o tym tytule mowa, to wyjątkowa publikacja, która oddaje hołd macierzyństwu i w piękny sposób pokazuje jak wiele zależy od nas, matek.


Osiem kobiet, które różniła sytuacja życiowa, czasy, w których żyły, decyzje, które podejmowały. Wszystkie wychowały świętych ludzi, same uświęcając codzienność zwykłą, pracą opiekuńczą, wykonywaną na rzecz rodziny. A przecież nie były idealne. Marianna Kolbe i Marianna Popiełuszko miały mocne i pewnie trudne charaktery. Św. Sylwia i św. Monika były nadopiekuńcze w stosunku do swoich synów. Emilia Wojtyła też rozpuszczała małego Lolka, jakby wiedząc, że ma mało czasu, żeby się nim nacieszyć. Zelia Martin była prawdziwą bizneswoman, a Wiktoria Ulma wybijała się swoją osobowością ponad swoje otoczenie. Z kolei Małgorzata Bosco potrafiła obdzielić miłością każde dziecko, które trafiało pod jej opiekę

Bohaterki Mileny Kindziuk miały swoje wady i słabości. Każda z nas ma jakieś. Jednak ważniejsze jest to, że matki przekazały swoim dzieciom dar żywej wiary, nauczyły je miłości, pokazały jak dzielić się dobrem. A przecież nie robiły niczego nadzwyczajnego, gotowały, sprzątały, opowiadały bajki, śpiewały piosenki. Ich życie w większości sprowadzało się do dbania o rodzinę i o dom. Tylko tyle, aż tyle. Szczególnie bliskie są mi dwie ze wszystkich wspomnianych pań – Emilia Wojtyła i Marianna Popiełuszko.

Lubię sobie wyobrażać młodziutką i delikatną Emilię, panienkę z dobrego domu, damę z miasta, która z miłości zdecydowała się na niewygodny płynące z życia z wojskowym. Jej biedna, skromna codzienność, gdzie macierzyńskie radości związane z dorastaniem Mundka obciążone były chorobą Emilii, utratą córki, strachem o męża, ciężarem zagrożonej ciąży. A później słabnące siły i wielka wola życia, żeby zapewnić szczęśliwy dom swoim ukochanym chłopcom. Cicha i eteryczna Emilia imponuje mi swoim hartem ducha i wielką wiarą oraz tym, że kiedy tego potrzebowała, potrafiła prosić o pomoc.

Podziwiam również charakter Marianny Popiełuszko, fakt, że potrafiła wybaczyć zabójcom swojego syna, że emanowała ogromną siłą wewnętrzną, nawet w najtrudniejszych momentach swojego życia. Oparta o krzyż przeżywała wszystko z niesamowitą godnością i siłą płynącą z wiary. Zajęta milionem codziennych, domowych spraw potrafiła dostrzec talent Jurka, jego wrażliwość i chęć uczenia się. A na wsi, kiedy każde ręce do pracy są potrzebne, nie było to oczywistą sprawą, żeby pozwalać chłopcu siedzieć z nosem w książkach. Jestem pewna, że to po niej Jerzy odziedziczył swój nieustępliwy charakter, doskonale działający kompas moralny i odwagę do bycia wiernym Ewangelii.

„Jeśli istnieje świętość ekstaz i wizji, istnieje także świętość garnków do umycia i skarpet do zacerowania. Matusia Małgorzata była taką świętą”.
Te słowa, odnoszące się do mamy ks. Bosco doskonale pasują do każdej ze wspomnianych kobiet, ale też pokazują, że nasza codzienna, zwykła, czasem monotonna i męcząca praca nie idzie na marne. Każdy umyty talerz, obrany ziemniak, wyprasowany ciuch mają znaczenie. Pewnie, że nie są najważniejsze, bo nie one kształtują dziecięce charaktery, ale za to pokazują czym jest bezinteresowna troska. Dlatego książka „Matki Świętych” wywołała u mnie falę czułości i ogromnej sympatii dla tych zwykłych, świętych kobiet, które potrafiły stworzyć domy, w których człowiek urasta do rangi świętości. Chciałabym, żeby mój własny też taki był.

♥♥♥
Milena Kindziuk, Matki świętych, wyd. Zona Zero, Warszawa 2023. 

Komentarze

„Znam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze”. - Andrzej Stasiuk-