„Odrodzenie: Lojalni synowie i córki” oraz „Deadly Class: Wężowisko”, czyli dwie serie, które powoli zaczynają nudzić

Odrodzenie: Lojalni synowie i córki

Wrześniowe nowości od Non Stop Comics, czyli 6 tom „Odrodzenia” oraz 3 tom „Deadly Class” to dwie serie, które powoli zaczynają mnie nudzić. Seleey powoli idzie w stronę tasiemca, który choć wciąż trzyma poziom, to jednak zaczyna przymulać. Z kolei szkoła zabójców wciąż cieszy oko, dopóki nie skupimy się na przeżyciach głównego bohatera.

Małomiasteczkowy horror Tima Seeley’a utknął w miejscu. Niby akcja cały czas posuwa się do przodu, ale właściwie nie dzieje się nic co miałoby diametralny wpływ na rozwój fabuły. Tom 6 skupia się głównie na ciężarnej Marcie i możliwe, że właśnie to jest jego największą wadą. Wątek odrodzonej spodziewającej się dziecka jest tak bzdurny jak motyw ciężarnej Belli w „Zmierzchu” (czy tylko ja miałam to skojarzenie?). Doprawdy nie wiem jak scenarzysta z tego wybrnie, bo moja wyobraźnia tego nie ogarnia i każde rozwiązanie wydaje mi się złe. Jedyny plus tej części jest taki, że w końcu tatuś orientuje się, że córki robią go w balona od 5 tomów. Na resztę wypada opuścić zasłonę milczenia i liczyć na to, że w dwóch ostatnich tomach akcja nie tylko przyspieszy, ale wątki w końcu zaczną się łączyć w logiczną całość. 
Narzekam, ale to wcale nie oznacza, że szósta część „Odrodzenia” jest beznadziejna. Seeley wciąż potrafi utrzymać napięcie, klimat małej, brudnej i zaszczutej mieściny nadal robi wrażenie, a ilustracje Nortona są świetne. Po prostu powoli dobijamy do drugiego brzegu, a w tej części poza utworzeniem obozu koncentracyjnego dla odrodzonych nie dzieje się nic, o miałoby jakiś znaczący wpływ na dalsze wydarzenia. Mimo wszystko wciąż mam nadzieję na spektakularny finał z kapciami spadającymi z wrażenia. Jednak jeśli chodzi o „szóstkę”, to jestem wyjątkowo ostrożna w zachwytach. Dla mnie najsłabsza część z całej, bardzo dobrej przecież, serii.

♥ ♥ ♥
Tim Seeley, Mike Norton, Odrodzenie, tom 6: Lojalni synowie i córki (tyt. oryg. Revival, Vol. 6: Thy Loyal Sons & Daughters), tłum. Bartosz Musiał, wyd. Non Stop Comics, Katowice 2019. 

Marcus Lopez siedzi głęboko w czarnej d... Chłopak zawsze miał talent do przyciągania kłopotów, ale jeszcze nigdy nie gromadziły się nad nim aż tak czarne chmury. Po likwidacji Chico on i Maria wpadają w prawdziwe bagno i choć udaje im się wyjść cało z opresji, to przyszłość wcale nie wygląda kolorowo. Tym bardziej, że Marcus niestety nie najlepiej radzi sobie w kontaktach międzyludzkich.

Początkowe sceny zostały poprowadzone po mistrzowsku. Rozwój akcji elektryzuje czytelnika i zostawia go z opadniętą do podłogi szczęką. Rewelacja! Scena, w której demoniczny pan Miyagi pokazuje swoje nieprzyjemne oblicze również robi wrażenie. Niestety późniejsze wnurzenia Marcusa spektakularnie niszczą doskonały poczatek. Och, jak ten chłopak niemiłosiernie smęci. Tak rozjojczonego i skupionego na własnych nieszczęściach faceta jeszcze nie widziałam. Ja wiem, ze Remenderowi zapewne chodzi o ukazanie wewnętrznych dramatów młodego człowieka, ale w trakcie lektury miałabym ochotę zdzielić Lopeza po gębie, żeby się opamiętał.

W trzecim tomie „Deadly Class” scenarzysta znów zirytował mnie swoim sposobem opowiadania historii i wszechobecnym chaosem, a także zbyt wylewnymi przemyśleniami głównego bohatera. I choć początek urywa tyłek, to w późniejszych scenach lepiej darować sobie dymki i skupić się na genialnych ilustracjach Wesa Craige’a (sorry Rick, ale nie zasłużyłeś na tak świetnego rysownika). Wizualnie „Deadly Class” to jedna z najlepszych komiksowych serii, natomiast jeśli chodzi o fabułę, to niestety bywa bardzo rożnie. Wciąż jestem ciekawa co Marcus nawywija w kolejnym tomie, ale nie spodziewam się po nim zbyt wiele. Jeśli sięgnę po czwórkę, to tylko z miłości do talentu Craige’a.

♥ ♥ ♥
Rick Remender, il. Wes Craige, Deadly Class: Wężowisko, tom 3 (tyt. oryg. Deadly Class, vol. 3: The Snake Pit), tłum. Marceli Szpak, wyd. Non Stop Comics, Katowice 2019.

Komentarze

„Znam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze”. - Andrzej Stasiuk-