Powieść ostrzeżenie, czyli „Jezioro” Bianci Bellovej

Obsypane nagrodami „Jezioro” Bianci Bellovej trafiło do mnie na początku pięknej, złotej jesieni. W czasie kiedy świat wydawał się odrobinę lepszym miejscem niż zwykle, oszałamiał feerią barw, mamił ciepłem i pachniał melancholią. Lektura powieści wytrąciła mnie z równowagi i była niczym kubeł zimnej wody. Nami wciąż za mną chodzi, ale dopiero teraz, kiedy dni są krótkie i ponure mam odwagę stanąć z chłopcem twarzą w twarz i skonfrontować jego historię z moimi emocjami.

Mały Nami mieszka z babcią i dziadkiem w niebieskim domku gdzieś na końcu świata. Wysychające, skażone jezioro tchnie grozą, ale to nie mieszkającego w nim Ducha należy się bać, ale ludzi, którzy już dawno przestali odróżniać dobro od zła. I nie chodzi tylko o stacjonujących w wiosce żołnierzy, ale zwykłych mieszkańców, którzy zobojętnieli na wszystko. Kiedy chłopiec zostaje sam, nie ma nikogo, kto chciałby otoczyć go opieką. Dlatego wyrusza w drogę, żeby odnaleźć matkę.
„Czy to możliwe, żeby w końcu wszystko toczyło się tak, jak chce tego Nami, a nie przeciwko niemu? Że może jednak mógłby wieść zupełnie spokojne, nudne, zwyczajne życie? Że Duch Jeziora w końcu się zmęczył i dał mu spokój? Że w końcu mógłby mieszkać z kimś, kto go kocha, i raz na jakiś czas sam o czymś zdecydować? Wystarczyłyby małe sprawy, na przykład czy pójść na spacer, czy raczej zagrać w piłkę z chłopakami ze wsi, a może po prostu położyć się na łóżku i patrzeć w sufit aż do bólu oczu. Albo żeby jeszcze kiedyś zobaczyć mgłę. Takie maleńkie kawałeczki szczęścia, zupełnie by mu to wystarczyło.”
Biance Bellovej udało się stworzyć nietypową powieść w klimacie postapo. Co prawda końca świata nie było, apokalipsa miała raczej charakter lokalny, ale w małej, przyjeziornej społeczności zaszły diametralne zmiany. Bo w świecie, który zna chłopiec, ludzi już nic nie dziwi. Ani rodzące się dzieci z trzema rączkami, ani guzy, ani oblepiające wszystkich zło, które może przeszkadzać jak swędząca wysypka, ale na dłuższą metę wszyscy są z nim pogodzeni. I tylko wrażliwy Nami wydaje się zupełnie nie pasować do otaczającej go rzeczywistości. Bohater niesie w sobie światło, szuka, szamocze się, walczy o ocalenie swego człowieczeństwa, choć jego duszę wciąż zatruwa to przeklęte jezioro.
Proza czeskiej pisarki napawa trwogą. To surowa i przygnębiające opowieść o dorastaniu, samotności, potrzebie bliskości i akceptacji. Ale dopóki Nami walczy z rozpaczą, idzie i nie pozwala sobie na apatię istnieje nadzieja na „maleńkie kawałeczki szczęścia”. W okładce „Jeziora” jest coś subtelnego i delikatnego. Ale to tylko pozory, bo choć pod względem literackim wrażenia estetyczne związane z lekturą są bardzo pozytywne, to historia dorastającego chłopca skutecznie psuje humor i pozostawia czytelnika z gorzkim posmakiem w ustach. Inspiracją dla autorki była historia Jeziora Aralskiego, dlatego dzieło Belovej to jednocześnie powieść ostrzeżenie. Bo kiedyś przyjdzie nam zapłacić za to jak gospodarujemy światem.
„Nami kładzie dłonie na brzuchu, przyjemnie znów się porządnie najeść. Naciska coraz mocniej, ale choćby szukał nie wiadomo jak głęboko, nie może znaleźć żadnych uczuć; jest tam tylko pusta długa nora, wykopana kiedy s przez dzikie zwierzę. Zostawił fragmenty siebie samego w ludziach, których kochał, i nie ma już nic.”

Bianca Bellová, Jezioro (tyt. oryg. Jezero), tłum. Anna Radwan-Żbikowska, wyd. Afera, Wrocław 2018.

Komentarze

„Znam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze”. - Andrzej Stasiuk-