Hiob oraz Apokalipsa – recenzja komiksów
Zawsze z przyjemnością sięgam po komiksy, bez względu na gatunek. Obyczajowe, przygodowe, horrory, kryminały, te dla dzieciaków lub typowo dla dorosłych – biorę! Jednak opowieści graficzne na podstawie Biblii za każdym razem są dla mnie zaskoczeniem, choć czytałam już kilka tego typu tytułów. I nie chodzi o to, że nie podoba mi się przerabianie na komiks Pisma Świętego, bo podoba, ale jakoś nie przestaje mnie to zadziwiać w pozytywny sposób. Ostatnimi czasy przeczytałam dwie tego typu publikacje – „Hioba” i „Apokalipsę”.
Biblijna Księga Hioba jest znana nawet osobom, które po Pismo Święte nie sięgają, bo motywy z tej opowieści są wykorzystywane w literaturze, a sama historia jest też omawiana w szkole (a przynajmniej za moich czasów była). Hiob jest człowiekiem sprawiedliwym i w pełni oddanym Bogu, co też daje mu pewną gwarancję dostatniego życia. I faktycznie Hiobowi wszystko się udaje, a on sam może się uważać za szczęściarza. Sukces zawsze kogoś kłuje w oczy, tym razem samego szatana, który postanawia rzucić Bogu wyzwanie. Bo jeżeli Hiob straci wszystko, to czy nadal będzie wierny Panu?
Komiksowa historia Hioba autorstwa Bena Avery’ego i Jeffa Slemonsa jest bardzo wierna biblijnemu oryginałowi, a na kolejnych stronach publikacji znajdują się sigla odsyłające do konkretnego miejsca w Starym Testamencie. Daje to pewność, że treść nie została przeinaczona, czytelnik może porównać odczucia wizualne z klasyczną wersją Księgi, a trzeba przyznać, że jest na co popatrzeć, zwłaszcza w pierwszej połowie albumu. Kadry są dynamiczne i odmalowane z rozmachem. Szczególnie nieszczęścia spadające na Hioba i jego rodzinę robią kolosalne wrażenie i pozwalają uzmysłowić sobie ogrom jego tragedii.
Później jest nieco gorzej, bo od mniej więcej połowy do końca, akcja zwalnia na rzecz rozważań moralnych i rozmów prowadzonych między Hiobem, a jego przyjaciółmi. Tak jest też w Biblii, więc zero zaskoczeń, ale czytając oryginał nie wypada się z rytmu, natomiast w wersji komiksowej napięcie opada, bo kolejne kadry są niemal identyczne, co w pewnym momencie robi się nieco nużące. Mimo wszystko cieszę się, że twórcy pozostali wierni Staremu Testamentowi, a nie poszaleli z własną interpretacją, tylko po to, żeby utrzymać przygodowy charakter opowieści. Tak naprawdę w tym wszystkim nie chodzi o rozrywkę, a o niezmiennie ważne przesłanie.
Natomiast jeśli chodzi o komiks, w którym akcja nie zwalnia ani na moment, to na pewno jest to „Apokalipsa”. Księga Apokalipsy św. Jana Apostoła sama w sobie jest wystarczająco porywająca i zadziwiająca w swojej wymowie, pełna znaków, symboli i metafor, które nie ułatwiają zrozumienia jej przesłania. W komiksowej wersji tek księgi Art Ayris i Kyle Holtz tworzą wizualne odbicie Janowego proroctwa, kapitalnie wplatając współczesne wydarzenia i obrazy do apokaliptycznej wizji końca świata. Robi to naprawdę duże wrażenie, jak zresztą całość, bo w Apokalipsie nie brakuje scen zapierających dech, mrożących krew w żyłach i niosących ze sobą światełko nadziei.
Oba tomy zostały stworzone przez autorów tworzących dla Marvel i DC Comics, co jest doskonale widoczne na kartach komiksu. Osobiście nie przepadam za takim typowo amerykańskim stylem, to nie jest moja estetyka,a przez to nie mogę nazwać rysunków ładnymi, ale przyznaję, że mają one swój urok i superbohaterki sznyt, co jest atutem w przypadku czytelników, którzy po Biblię nie sięgają. Jeśli lektura komiksów ich do tego skłoni, to choćby po to warto było je wydać. Na koniec najważniejsza indformacja – zarówno „Hiob”, jak i „Apokalipsa” posiadają Imprimatur Kurii Metropolitalnej w Krakowie, można więc czytać bez obaw.
♥♥♥
Ben Avery, il. Jeff Slemons, Hiob, tłum. Magdalena Partyka, wyd. AA, Kraków 2024.
Art Ayris, il. Kyle Holtz, Apokalipsa, tłum. Magdalena Partyka, wyd. AA, Kraków 2024.
Komentarze
Prześlij komentarz