Opowiadania zebrane. Tom 1 – Sławomir Mrożek (recenzja)
Są książki i pisarze, do których trzeba dorosnąć. Przeżyłam ostatnio wielką miłość i zachwyt absolutny jeśli chodzi o „Lalkę”, a zaraz po Prusie przyszło oczarowanie twórczością Sławomira Mrożka za sprawą pierwszego tomu „Opowiadań zebranych” wydanych przez Oficynę Literacką Noir sur Blanc.
Nowe wydanie opowiadań jest wysublimowane, wymuskane i dopieszczone w każdym calu. Zaskakująco nieduży format (ciut mniejszy niż a5), czytelna czcionka, przyjemny w dotyku papier, twarda oprawa z obwolutą w idealnym odcieniu fioletu, a do tego ilustracje z „Kroniki” Feliksa Topolskiego. Majstersztyk. Jednak to wszystko tylko dodatki, niezwykle piękne, ale tylko dodatki, gdyż tak naprawdę liczy się wnętrze, czyli treść składająca się z ponad 150 krótkich tekstów. W pierwszym tomie zebrano utwory z wczesnych publikacji Mrożka: „Opowiadań z Trzmielowej Góry”, „Półpancerzy praktycznych”, „Słonia”, „Wesela w Atomicach” oraz z „Podwieczorku przy mikrofonie”. Czas powstania? Lata 50. XX wieku, co jest dla mnie największym zaskoczeniem, bo choć minęło ponad 70 lat, te opowiastki nie straciły na aktualności. Jest tu wszystko, co trapi udręczoną ludzkość, społeczeństwo oraz jednostkę uwikłaną w różne zależności rodzinne i zawodowe. Oczywiście Mrożek odbija rzeczywistość w krzywym zwierciadle, obnaża mechanizmy władzy, pastwi się nad głupimi prezesami i urzędnikami (pracuję w podobnym miejscu, więc zapewniam, te wszystkie orły, sokoły, one wciąż tu siedzą), uwypukla absurdalne sytuacje, postaci i wydarzenia, ale ile w jego żartach jest prawdy o współczesnym świecie! Jak choćby dyskusja z opowiadania „Trio”, przecież takie rozmowy można znaleźć na każdym forum internetowym, szczególnie teraz, przed wyborami prezydenckimi.
Prozę Sławomira Mrożka charakteryzuje to, co od pewnego czasu cenię w literaturze najbardziej, czyli konkret. Autor „Tanga” nie bałamuci czytelnika zbędnym gadaniem, ale z użyciem krótkich form potrafi rozbawić, a nawet zaszokować czytelnika. Może jestem naiwna, ale opowiadanie o Adolfie w piekle albo jego kolegach po fachu ukrywających się w klasztorze, wprawiły mnie w osłupienie. Wiem dobrze kto i w jakich okolicznościach chował się w Watykanie, ale świadomość, że Mrożek pisał o tym w latach 50. szczerze mną wstrząsnęła. Podobnych rewelacji, zadziwień i olśnień miałam znacznie więcej, bo ten tom składa się z samych perełek. Co prawda nie każdy tekst jest równie dobry, ale każdy ma w sobie tę iskrę, która sprawia czytelniczą przyjemność. A już najlepsze jest to, że książkę można otworzyć w dowolnym miejscu i zawsze trafi się na smakowity kąsek.
Pierwszy tom „Opowiadań zebranych” Sławomira Mrożka to prawdziwa gratka dla fanów doskonałej literatury, naszpikowanej kąśliwymi uwagami i satyrycznym spojrzeniem na świat i drugiego człowieka. Jestem oszołomiona i zauroczona celnymi spostrzeżeniami autora, jego skondensowanym stylem oraz uśmiechem podszytym goryczą. Znalazłam w tym zbiorze kilku faworytów, ze słoniem na czele, ale najbardziej lubię garbate karzełki sikające do garnków. A taka to była spokojna okolica, aż chciałoby się westchnąć ze wiedźminem Geraltem. Ale czy była? Czy ktokolwiek kiedykolwiek żył w spokojnych czasach? Bo na moje oko nic się nie zmieniliśmy jako ludzkość, społeczeństwo i naród. Bawi mnie myśl, że gdyby Mrożek żył w dzisiejszej Polsce, to dopiero miałby używanie.
W jednym z listów do Stanisława Lema autor Sławomir Mrożek pisał:
„Czy nigdy nie uderzyło Cię, że po jednych ludziach zostaje Ci nuda i właśnie jakby zakalec w głowie, a po innych Ci żwawiej i świat jakiś ciekawszy i godzien uwagi?”Z Mrożkiem nie ma zakalca, została po nim wybujała karpatka, która pięknie wyrosła, dlatego czytajcie jego opowiadania, żeby docenić smak prawdziwej literatury.
♥♥♥
Sławomir Mrożek, Opowiadania zebrane. Tom 1, Oficyna Literacka Noir sur Blanc, Warszawa 2025.
Komentarze
Prześlij komentarz