Powieść dla nadwrażliwców, czyli „Lucynka, Macoszka i ja” Martina Reinera

Trudno w kilku zdaniach napisać o czym jest „Lucynka, Macoszka i ja” Martina Reinera, żeby nie zdradzić zbyt wiele. Bo najprzyjemniejsze w lekturze powieści jest odkrywanie zawiłości fabuły, kroczenie ścieżkami bohaterów i oglądanie świata oczami Tomasza. W historii wymyślonej przez czeskiego pisarza nie ma nic spektakularnego, ani nawet oryginalnego. Zwykłe życie, szara codzienność. Ale wrażliwość Tomasza tworzy melancholijną atmosferę i sprawia, że świat zaczyna wyglądać pięknie.


Wszystkie wydarzenia rozgrywające się na kartach powieści poznajemy z perspektywy Tomasza, który snuje swoją opowieść z sercem na dłoni. Brneński listonosz zostaje opętany myślą o zapomnianym poecie Jerzym Macoszce. Mężczyzna zaczyna szukać śladów Macoszki, kroczy jego śladami, a w końcu decyduje się na podróż do Anglii, żeby odnaleźć poetę i rozwikłać tajemnicę pewnego liściku. Gdzieś w międzyczasie poznaje Martę i jej pięcioletnią córeczkę Lucynkę i dziwnym zrządzeniem losu na pewien czas zostaje opiekunem dziewczynki.

„Przez większość swojego dorosłego życia jadłem zaledwie okruszki z talerza przeżyć i wrażeń. Z Macoszki czerpię jednak pełnymi garściami, a buzię mam ciągle tak pełną, że pękają mi policzki.” (s. 51)
Lucynka, Tomasz i Macoszka. Pięcioletnia dziewczynka, młody listonosz i zapomniany poeta. Trzech bohaterów, trzy pokolenia, trzy samotności, które się wzajemnie przenikają. Sprawcą całego zamieszania i katalizatorem napędzającym fabułę jest Jerzy Macoszka. I choć poeta pozostaje w ukryciu, wiemy o nim tylko tyle, co udaje się odkryć Tomaszowi, to jego obecność jest cały czas wyczuwalna. Jednak najpiękniejsze fragmenty powieści to te, w których Tomasz i Lucynka beztrosko spędzają czas. To w nich wyraźnie odbijają się ślady bezinteresownej miłości, której bohaterowie tak bardzo potrzebują.

„Lucynka, Macoszka i ja” to poetycka, jakby malowana akwarelami historia samotności. Do bólu piękna i urzekająca powieść o poszukiwaniu miłości, którą docenią przede wszystkim nadwrażliwcy, melancholicy i samotnicy. Martin Reiner w subtelny sposób opowiada o skomplikowanych ludzkich losach i trudnych życiowych wyborach. O wpływie literatury na nasze życie i przede wszystkim o tym jak wielką i niezgłębioną tajemnica jest człowiek.
„Człowiek prawie nigdy nie rozumie, co oznaczają dni, które właśnie przeżywa. Czasami przeczuwa; ale tylko odważniejsze, bardziej pewne siebie jednostki potrafią w pełni przylgnąć do tych nierozpoznanych chwil z pasją i oddaniem już w sekundach teraźniejszości. Ja nie potrafię. Ja przeżywam każdy swój krok, krzyk, czyn jakby trochę z boku.” (s. 219)
♥ ♥ ♥
Martin Reiner, Lucynka, Macoszka i ja (tyt. oryg. Lucka, Maceška a já), wyd. Stara Szkoła, Wołów 2015.

Komentarze

„Znam więcej książek niż ludzi i jest mi z tym dobrze”. - Andrzej Stasiuk-